Kórnik czy kurnik? Robi różnicę?



Za nami piękny słoneczny weekend. Tęskniliśmy za takim ciepełkiem, za błękitem nieba i promieniami słońca na twarzy. Dwa dni w pełnym słońcu, dwa dni w komplecie – pełen kurnik. Niejako sielanka dla stęsknionej za Kogutami Kwoki…

Jednak czasem pieją zbyt za głośno!Dla tych co nie rozumieją wyjaśniam, że w tygodniu tęsknię, bo Kogut w pracy od świtu do nocy, młode Koguty długo w szkole i wśród swoich zajęć a ja za towarzystwo mam Pisklaka – co prawda też Kogut tylko taki nieopierzony. I gdy tak już przychodzi weekend i wszyscy są blisko, to najchętniej wzięłabym wszystkich pod skrzydła i tak sobie była… z dziobem w stronę słońca… w ciszy i spokoju…
W CISZY I SPOKOJU …

W CISZY …

O! To by było to!

Są. Przytulają się. Albo i nie. Niekoniecznie. Nieobowiązkowo. Jak chcą. Są. Cicho są. Nie kłucą się. Uśmiechają się. Są. Cicho są.

Kuuuro Matko! Jak się rozmarzyłam…

Ich obecność tak samo mocno jest mi potrzebna do życia jak ich nieobecność od czasu do czasu.

Żeby naładować baterie i żeby rozładować napięcie, jakie ostatnio się kumuluje, poszliśmy w przyrodę i w wygodę. Znaczy obiad zjemy gdzieś tam, poza domem.

Ooo, pamiętacie ten bar w Kórniku z tymi mega porcjami? Tak. Tam za kościołem. To jedziemy! I na lody! A potem do lasu!


Gdzieś w połowie drogi.

– Kochanie, to nie było czasem w Mosinie? Ten bar?
– Nie. W Kórniku. – odpowiada Kogut.

– Ale, to nie byliśmy tam, po tym jak byliśmy z Karoliną nad jeziorem w Mosinie? Pokazywała nam gdzie Michał pracował. Nie?

-Nie. To w Kórniku. On pracował w Kórniku i byliśmy nad jeziorem w Kórniku.

Ehh. Ja to zawsze pomieszam. Mylą mi się te uliczki, ryneczki, kościoły podobne do siebie i chociaż Kórnik powinnam znać lepiej, to jakoś nic mi się w tą sobotę nie układało.

Dojechaliśmy. Bar zniknął. Nie ma. Nawet kościół stoi jakoś inaczej. Hmm… To zjemy gdzieś indziej. Nigdzie nie zjemy. Jest słońce, ciepło, ale to luty! Poszliśmy na lody do spożywczaka. Posiedzieliśmy na ławce w rynku, z dziobami do słońca…



fot. Kuradomova „Siedząc z dziobem do słońca”



fot. Kuradomova „Kórnicki chillout”


Po czym pojechaliśmy na obiad, do baru, gdzie mają takie dobre i duże porcje, tam przy kościele, gdzie pracował Michał, co nam Karolina pokazała, gdy byliśmy razem nad jeziorem… w Mosinie.
Po obiedzie spacer na wieżę widokową i herbatka z termosu. Bajecznie. Pisklak znalazł gąsienicę, brzydką, szaro-burą, wziął w paluszki i z daleka woła:

– Tato? To niam niam?

Kuro Matko! Jakieś ptasie instynkty czy co?







W niedzielę z kolei poszliśmy na spacer do zoo. Mamy w centrum miasta takie małe Stare Zoo, które od kilku lat funkcjonuje bardziej jako park. Wstęp jest bezpłatny, zorganizowano plac zabaw, zwierzęta są tylko takie, którym wystarczają te niewielkie przestrzenie. Uwielbiam to miejsce. Tym bardziej, że jako Kura, dobrze się czuję wśród znajomych.



fot. Kuradomova „Patrzcie go, nastroszył piórka i wydziera się jak kurka”



fot. Kuradomova ” Toza”



fot. Kuradomova „Na misia”



fot. Kuradomova ” Synu daj spokój, jestem większa ale i tak Cię kocham”

15 myśli w temacie “Kórnik czy kurnik? Robi różnicę?

    1. Nie. To bar „U Radzia” albo Radka… Wystrój mają a’la speluna ale jedzenie dobre – no powiedzmy raz w roku można się iść napchać, bo takie porcje że niewiele ma to wspólnego z jedzeniem 😆. Wszyscy wychodzą stamtąd wzdychając i sapiąc z przejedzenia

      Polubione przez 1 osoba

  1. Niby niewielka różnica, zaledwie jedna literka, a jakie problemy. Wygląda na to, że podejść do sprawy z humorem, czyli na wesoło jest najlepiej. Tylko jak zachować dystans, gdy dzieci nie pozwolą, bo nie usiedzą w miejscu.
    Serdecznie pozdrawiam

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Kuradomova Anuluj pisanie odpowiedzi