Znalezione – nie kradzione!

Dostałam zaproszenie na kawę. Zadzwonił dzisiaj i zaprosił na jutro. No okej. Chętnie. Bardzo lubię kawę i ciastko do kawy (jakiekolwiek 😁).

Z takiego wstępu, to mógłby powstać jakiś całkiem ciekawy tekst. Gdyby zadzwonił, na ten przykład dawny znajomy z niecnymi zamiarami 😉, albo daleki bogaty wujek, z zamiarem przekazania mi w spadku jego fortuny, o[!] albo wydawca, który kocha mojego kurzego bloga i już ma plan na kampanię promocyjną mojej książki… Oooj mogłabym tak snuć pomysły, któż to mógłby jeszcze zdzwonić… ale, jak łatwo się domyślić, było bardziej przyziemnie.

Zadzwonił szwagier.

Niby jest potencjał. Ostatecznie nawet taki szwagier mógłby dać przestrzeń do ciekawego tekstu… Nie wiem, mógłby mieć jakieś skryte uczucia i nagle okazało by się , że nie może już dłużej milczeć i musi wypić ze mną kawę, albo poznał sekret rodzinny i musi się z kimś podzielić a tylko ja jestem godna zaufania i do tego taka mądra, dojrzała i piękna… Zadziać mogłoby się wiele a ja bym pisała, pisała i ten wyimginowany wydawca miałby co wydać 😁 W tej materii też mogłabym wymyślać i przy okazji pękać ze śmiechu 😂 . Właśnie wyobraziłam sobie szwagra, jako bohatera telenoweli.

Aaaaale. Tu nie o tym miało być. Ze szwagra ponaigrywam się przy najbliższej okazji, czyli jutro. On mi też nie odpuści, oj nie, wykorzysta każdą możliwą okazję.

Tak więc… zadzwonił szwagier i zaprosił mnie i całą resztę na kawę. Jest okazja. Urodziny i imieniny ich dzieci. W związku z tym, że pamiętam o tych grudniowych okazjach, dokonałam zakupu prezentów przez internet, ale jak już kiedyś wspominałam, kuleję w tej materii, więc zamówiłam złe rozmiary, a książki zapakowałam i podrzuciłam im (za pomocą męża) w Mikołajki. Zdawało mi się, że to będzie w przyszłym tygodniu, więc byłam spokojna o to, że zdążę i że jeszcze uzupełnię braki prezentowe. Skoro akcja jest na jutro, to jutro gdzieś wejdę i coś dzieciakom kupię.

Surprise!

Jutro niedziela niehandlowa! Bierz Kuro kuper w troki i zasuwaj. O tej porze został mi już tylko Lidl. Znam miejscówę – na pewno da radę 😉 Wykorzystałam nietypowe zjawisko, jakim była obecność babci w naszym domu, zostawiłam Kurczęta pod jej opieką i w te pędy do marketu.

Sobota, przed niedzielą niehandlową… Jest miejsce na parkingu – chyba ostatnie! Biegnę przez ten parking, wilgotno, ciemno i ja nie wiem jakim cudem, w tym moim dzikim pędzie, zobaczyłam na ulicy czarny, duży portfel. Podniosłam, w odruchu chciałam komuś podać, ale nikogo nie było. 🤔

Znalezione, nie kradzione! Prawda? Tak się mówi. I przyznam się Wam bez bicia, że gdyby to była dyszka, albo dwie, to chuchnęłabym na szczęście i schowała do kieszeni. No bo jak znaleźć właściciela banknotu z ulicy? Ale portfel, kryje w sobie informacje… Dowód osobisty, karty płatnicze, dowód rejestracyjny…

Na początek nawoływałam właściciela przez głośniki w sklepie (za pomocą pani kasjerki), może biedaczyna nawet jeszcze nie wie, że go zgubił, ale pan się nie zgłosił, a ja musiałam zrobić zakupy, póki babcia z Pisklakiem w domu.

Gdy po kilku minutach byłam spowrotem w samochodzie (zrobiłam zakupy nadal utrzymując dziki pęd) na spokojnie poszukałam Roztargnionego w największej bazie danych – na Facebooku 😊 Bingo! Napisałam do niego, ale tak długo nie odpowiadał, że wrzuciłam post na fb. Jednak okazuje się, że jeśli ktoś nie jest moim znajomym, nie mogę go „aktywnie” oznaczyć. Poszło w internety. Przede wszystkim, chciałam go powstrzymać przed blokowaniem karty, to niepotrzebne zamieszanie dla niego.

Godzinę temu zadzwonił do mnie a dziesięć minut później już mnie ściskał i dziękował 😊

To bardzo miłe uczucie, gdy na człowieka spływa wdzięczność. (by the way – przypomniało mi się właśnie – muszę zapukać do blogerki od szczęścia).

Nie pozostaje mi nic innego, jak napisać, że tym zbiegiem różnych okoliczności, miałam o czym dzisiaj napisać 😉

Jednym słowem, szwagier załatwił mi dzisiaj pachnące znaleźne 😊😁. Roztargniony właściciel portfela obdarował mnie flakonikiem perfum.

Ps. Wczoraj działo się o wiele więcej, ale w kategorii „codzienne mikrokatastrofy”. Na koniec dnia byłam tak zmęczona, że nie było mowy o jakimkolwiek pisaniu.

Ps. 2. Mąż już nie musi mi na gwiazdkę kupować pachnideł – może iść w biżuterię albo strefę SPA 😉 🤩 🍉

6 myśli na temat “Znalezione – nie kradzione!

  1. Zgadzam sie, ze bycie szlachetnym jest cudowne- szczegolnie dla tych szlachetnych wlasnie wykonujacych szlachetny gest 😀 Taka dawka dopaminy, ze az czuc, jak rosna skrzydla, a aureola nad glowa nabiera nowego blasku 😀 😀

    Pamietam, kiedy piwkowalam ze swoim bylym przyjacielem gdzies w krzaczorach i kiedy znalezlismy plecak wypelniony… paszportami. To byl szok. Od razu poszlismy na komisariat, bo gdzie indziej? Troche dziwnie na nas patrzyli. Dobrze, ze nie musielismy dmuchac w alkomat haha 😀

    Polubione przez 2 ludzi

  2. „To bardzo miłe uczucie, gdy na człowieka spływa wdzięczność”, pięknie napisane. Ciekawa historia, fajnie się czytało, zwłaszcza te różne możliwości zaproszenia Ciebie, nawet coś ze szwagrem wykombinowałaś. Brawo!

    Polubienie

Dodaj komentarz