Kupiłam szczęścia na zapas.

Słonie na szczęście – ile ich trzeba zgromadzić, aby udźwignęły powierzone im zadanie?

Ustawiałam je jeden obok drugiego. Każdy miał swoją historię, wiązał się z osobą, miejscem lub wydarzeniem. Niektóre kupowałam jako pamiątki z moich nielicznych podróży inne jako zwykłe bibeloty, kiedy to wpadły mi w oko i po prosu chciałam je mieć. Wiele z nich otrzymywałam w prezencie. Informacja o tym, że kolekcjonuję słonie, jakimś cudem poszła w świat ( nie wiem jak , skoro nie było fejsbuka ani innego takiego ). Tak więc miałam słonie, niektóre otrzymywały nawet imiona darczyńców, może gdzieś bardzo głęboko tliła się wiara w to, że im bardziej „szczerze dany”, tym miał w sobie większą moc przynoszenia szczęścia?

Maleńkie, ceramiczne, szklane, metalowe, był nawet jeden ażurowy z kamienia… ich obecność miała zapewnić mi ogrom szczęścia każdego dnia. Miałam ich ponad pięćdziesiąt.

Czy działały?

Ależ oczywiście! Co dzień spotykało mnie ponad pięćdziesiąt różnych odmian szczęścia! 🙂

Słonie.

Ogromne, silne a jednoczesnie jakby delikatne z małymi, smutnymi oczami. Cudowne zwierzęta. Z kolei te małe, ceramiczne postawiatka były urocze i zwyczajnie lubiłam je mieć.

Pamiętam jak raz, po wejściu do mojego pokoju, zastałam je wszystkie ułożone w jednym kierunku. Ktoś tam był i bezczelnie je poprzestawiał. Okazało się, że ciocia, która przyjechała w odwiedziny, zwiedzając nasz dom postanowiła dopomóc mojemu szczęściu. Jak mi później wyjaśniła, słoń przynosi szczęście tylko wtedy, kiedy stoi zwrócony trąbą w stronę okna. 🙂 No to pozamiatane! Tyle lat na próżno słonie stały w różnych kierunkach, zamiast jak żołnierze w szeregu, w stronę okna. 😉

Byłam wtedy w liceum, ale już wówczas przesądy i zabobony przegrały z „estetyką” (w cudzysłowiu, ponieważ chodzi o moją luźną estetykę, nie mylić mnie z estetą – chociaż bardzo bym chciała, to nie idzie… 🙂 ) Szybciutko poustawiałam je spowrotem po swojemu, wzięłam sprawy w swoje ręce i sama zaczęłam dbać o dobrostan duszy i umysłu.

Prawdę mówiąc, chyba nigdy nie wierzyłam w ich szczęścioniosną moc. Słonie, same w sobie, dażyłam sympatią już od czasu, kiedy to przeczytałam ” W pustyni i w puszczy”, wyobrażałam sobie nie raz scenę, w której zamiast małej Nel, to ja bujam się, uwieszona na jego trąbie… No, jakkolwiek to brzmi, cieszyła mnie taka wizja.

Mała figurka nie załatwi szczęścia!

Szczęścia też nie można kupić! Chociaż nie raz mamy wrażenie, że to właśnie posiadanie tego czy owego uczyni nas szczęśliwymi. Według mnie, to tylko substytut szczęścia.

Na pełnię szczęścia składa się wiele elementów i zapewne dla każdego z nas są one przemieszane w różny sposób. Zastanawialiście się czasem jak to jest z tym naszym szczęściem?

Jest jedna blogerka, która wzięła temat do obróbki i to ona zainspirowała mnie do wspomnienia moich słoni.

Empatyczna Maria zapoczątkowała cykl na szczęście. Fajnie pisze, warto zajrzeć i zastanowić się nad własną definicją, nad swoimi składowymi szczęścia. Polecam! Weźcie udział w pierwszej ankiecie , sama jestem ciekawa co z tego wyniknie.

A jeśli chodzi o moją kolekcję, to jakoś się rozpłynęła. Nie pojechała ze mną do Poznania i całkiem bezboleśnie, bez czucia o niej zapomniałam. Gdy wracam do domu rodzinnego, czasem napotykam się na pojedyncze osobniki, uśmiecham się do nich, ponieważ stanowią miłe wspomnienie młodości .

Po wielu latach, otwierając swój salon fryzjerski, kiedy zatrudniłam u siebie wyjątkową osobę, otrzymałam od niej maleńkiego słonika. Powiedziała „na szczęście, na dobry początek.” I wzięłam to sobie głęboko do serca, do myśli… Chociaż nie wierzyłam w słonia, uwierzyłam w szczerość tych życzeń i to pchało mnie do osiągania szczęścia w wykonywanej pracy. Czy się udało? Z całą pewnością tak. To były fantastyczne lata pracy, własnego rozwoju i poznawania ludzi. Myślę, że to był mój kawałek szczęścia.

Ps. Radzę sobie w metropolii! Jest tu mnóstwo zakamarków w których można znaleźć odrobinę szczęścia, a od czasu do czasu idę do zoo popatrzeć na słonie 😉

5 myśli na temat “Kupiłam szczęścia na zapas.

  1. „Chociaż nie wierzyłam w słonia, uwierzyłam w szczerość tych życzeń”- bardzo mi się to podoba 🙂 Tak właśnie często jest z prezentami, że niekoniecznie uderzają we właściwą strunę, ale cieszymy się i tak, bo liczy się gest, pamięć, dobre chęci i szczerość.

    Czytając Twój post myślałam o tym samym cyklu Szczęście i miałam Ci go proponować, ale już o nim wiesz 🙂

    Jeżeli lubisz historię o słoniach, to polecam książkę „Marzyłam o Afryce”. Jedna ze scen ze słoniem doprowadziła mnie do takiego szlochu, że do dziś to pamiętam, a nigdy nie byłam szczególnie zainteresowana tymi zwierzętami. Tutaj masz o tej książce trochę więcej informacji:

    Załamka egzystencjonalna. Książki część 2

    Polubienie

Dodaj komentarz